Weekendowe balowanie!

Ostatni weekend spędziłam na tańcach i zabawie. Powodem tychże szaleństw był ślub Moniki i Wojtka, dzięki którym miałam okazję uszyć nie jedną, a dwie kiecki, z których jestem niesamowicie zadowolona!
Panna młoda, na poprawiny zażyczyła sobie, jak to określiła "kręcącą się" sukienkę. Oczywiście nic więcej na jej temat nie wiedziała. W sklepie nic ciekawego nie znalazła, więc przybiegła do mnie, co oczywiście mnie bardzo mocno ucieszyło:D


Może zaczynam od końca, bo najpierw zaprezentuję kieckę poprawinową, ale myślę że Panna Młoda ma w tym wypadku pierwszeństwo;)

"Kręcąca się" morelkowa sukienka została uszyta oczywiście z pełnego koła. Góra gorsetowa na szerokich ramiączkach dzięki czemu dobrze trzymała się na biuście. W pasie została wszyta o ton ciemniejsza tasiemka wiązana z tyłu, co może niekoniecznie dobrze widać na zdjęciach. Zapewniam jednak, że ona tam jest, co dodatkowo podkreśla wąską talię:)

***

Teraz czas na weselną miętę! Koło w moim przypadku też rządzi. Szyłam ją sobie oczywiście na ostatnią chwilę, bo coś na pomysł przez dłuższy czas nie mogłam wpaść. Myślę jednak, że warto było czekać do ostatniego dnia z kupnem materiału. 

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie musiała się zmagać z jakimiś dziwnymi problemami, które towarzyszyły mi od samego początku szycia. 

Pierwsze co, to noc przed wyjazdem do Bogatyni, po wykrojeniu góry i zszyciu wszystkich części na gotowe, okazało się, co mnie ogromnie zdziwiło bo podstawową formę brałam z burdy, że część pod szyją jest jakby za szeroka mimo, że przy talii układało się idealnie. Mimo wielu prób i starań...musiałam wykroić przód od nowa... Na szczęście miałam  wystarczający kawałek tkaniny na nieszczęsną poprawkę;)

To jednak nie koniec moich przygód szyciowych. Kiedy góra była już gotowa, resztę postanowiłam skończyć w domu na mamciowych maszynach. No, lepszy pomysł nie mógł mi przyjść do głowy. 

Zasiadając do maszyny o godzinie 10 w dniu ślubu, okazało się, że silver crest (maszyna lidlowska), którego na prawdę bardzo lubię jest "zmęczony" i za nic w świecie nie chce utworzyć mocnego ściegu. Nie wiem dlaczego ale one czasami tak mają. Szyję sobie spokojnie cały tydzień, po czym moja kochana stwierdza, że jest zmęczona i musi odpocząć sobie 2-3 dni. Po tym odpoczynku, nie wiadomo skąd, zaczyna normalnie łapać nitki i szyć..;)

Tak więc, kiedy zobaczyłam, że domowa lidlówka odmawia, pobiegłam szukać innej maszyny z zapasów Mamci. 

Znaleziona po chwili maszyna była wybrakowana o stopkę do silnika, co ograniczało moje możliwości szyciowe do zera:D 

Poziom mojego ciśnienia sięgał już granicy... Dłuuuższą chwilę trwały moje poszukiwania. Jednak po jakiejś godzinie zguba została odnaleziona! a sukienka gotowa na godzinę 14! 

Niesamowicie się cieszę gdy patrzę na tę kieckę! Myślę, że krój bardzo dobrze podkreślił atuty figury oraz wydobył dziewczęcą urodę:)

PS. Koszt sukienki to jedyne 24zł za materiał+5zł za zamek+1zł za oba guziczki=30zł. No nic tylko skakać z radości takiej umiejętności:)