piątek, 28 marca 2014

Klasyczne zaproszenie wiosny

Uwielbiam klasykę w nowoczesnym wydaniu.
Cięcia francuskie łaziły za mną od dłuższego czasu, aż w końcu zabrałam się za nie. Burda niestety, ta z moich zapasów, nie zadowoliła mnie wystarczająco, więc musiałam radzić sobie z samą bluzką. Dobre i to, bo w sumie pociągnąć dół przy pomocy zwykłej spódnicy z zaszewkami to już niewielki problem.

Kiedy znalazłam ten kwiecisty materiał, zakochałam się! Wiedziałam, że muszę go mieć i to szybko. Najlepsze jest to, że nie miałam pojęcia jakie kiecki chcę z niego szyć. Kiedy dzianina trafiła w moje ręce, stwierdziłam, że bardzo dobrze nadaje się na małą kwiatową. Klasyczną!
Tak więc kiedy miałam już gotową formę, zabrałam się za świeżo przywiezione kwiatki i rach ciach pach i uszyłam!
Zajęło mi to niewiele czasu z racji tego, że formę już wcześniej wykorzystałam do szycia innej kiecy. Mała czerwona czeka na swoją sesję w szafie;) W sumie trochę nie po kolei te zdjęcia pocykane, aleeee... Tyle co ja mam zaległych szmatek do obcykania, to szkoda słów.

W końcu wyciągnęłam z kartonów lampy, które kupiłam ponad miesiąc temu, po to abym nie miała już problemów z robieniem zdjęć po zachodzie słońca. Oczywiście sprzęt wydawał mi się tak poważny i nie mój, że bałam się go odpalić. Bałam się, że te ogromne żarówy wybuchną! Ach.... ta moja super wyobraźnia. Od niedawna mieszkam jednak w piwnicy i robienie w niej zdjęć jest kłopotliwe nawet rano.
Dziś była pierwsza sesyjka blogaskowa. Pierwsze próby mocy światła. Nie wyszło może rewelacyjnie, ale nauczę się z czasem obsługiwać ten ciężki sprzęt. Kolejna z pewnością będzie lepsza, choć wydaje mi się, że jak na pierwszy raz to i tak nie jest najgorzej.

Zapraszam na wiosnę!







W ogóle to dlaczego tak bardzo lubię cięcia francuskie i wykorzystałam je nawet przy dzianinie, która przecież mogłaby się ponaciągać na ciele? A to dlatego, że te cięcia sprawiają, że sukienka jest bardzo dobrze dopasowana do sylwetki nawet wtedy kiedy nie obciska ciała z każdej strony. Przy ich pomocy można ładnie podkreślić kształty kobiety, oraz zaznaczyć talię, szczególnie na plecach, na których sklepowe kiece zawsze wiszą...:)

piątek, 7 marca 2014

Studniówkowe motyle

Ojjj...Taki przestój w pracy to aż wstyd!
Tak zaniedbałam bloga, że moja przeglądarka nie miała już jego adresu w pamięci. No, tak to jest jak się bierze za papierkową robotę.
Na szczęście wszystko już pozałatwiane. Ciężki sprzęt stoi w pokoju, materiałów cała masa, a pasmanteria wysypuje mi się z walizek!
No może trochę przesadzam... ale faktem jest, że do ogarnięcia trochę tego było. Na dwa miesiące musiałam zniknąć. Ale jestem i zaczynam JUŻ!

W całym tym bałaganie, który chciał mnie pochłonąć do reszty, znalazłam chwilę i uszyłam nawet sukienkę studniówkową. I to wcale nie byle jaką!
Czasy się zmieniły i klasyczna czerń nie jest już wymogiem na tego typu balach. Teraz można szaleć!

No to jak szaleć, to szaleć!
Siatka i złoto: motyle, cekiny, kamyczki i cała masa zabawy.




I żeby nie było! Sukienka faktycznie była wykorzystana na studniówce:


Cała sukienka była dosyć prosta i wygodna bo elastyczna. Cała zabawa zaczęła się kiedy pocztą przyszły dodatki! 250 motylków, 500 drobnych kamieni i 400 cekinów. Trochę czasu to pochłonęło...ale tak bardzo chciałam zobaczyć efekt końcowy, że tańcowanie przy manekinie zleciało zdecydowanie szybciej niż mogłam się spodziewać.

Klaudia bardzo zadowolona, a to najważniejsze!